piątek, 21 sierpnia 2015

Polski rynek książkowy wydaje się być przesycony, część wydawców narzeka na monopolistę, bez którego wsparcia książki się nie sprzedadzą, a który stawia zbyt wysokie wymagania finansowe. Polacy czytają podobno coraz mniej, a mimo to powstają nowe wydawnictwa. Czyżbyśmy mieli do czynienia z szalonymi wydawcami, którzy nie zwracając uwagi na zapotrzebowania czytelnicze, postanawiają rozpocząć swoją przygodę z wydawaniem książek? Coraz więcej jest oficyn, które zamykając się w swojej niszy, potrafią wycisnąć z niej tyle soków, że są w stanie nasycić swoje portfele (chociaż może nie zawsze) i zyskać motywację do dalszego podążania obraną ścieżką. Takim nowym wydawnictwem, które w moim odczuciu zasługuje na docenienie i zwrócenie nań uwagi (o co samo już zabiega, promując inną książkę w Programie Polskim Trzeciego Radia, popularnej "Trójce") jest Od Deski Do Deski Tomasza Sekielskiego.

Większość z nas pewnie kojarzy właściciela wydawnictwa z programu Teraz My!, ale dał się on poznać również jako autor książek sensacyjnych. A teraz podjął się wyzwania wydawania literatury. Do sprawy podszedł konkretnie, z przytupem. Stworzył Serię Na F/Aktach - książki są pisane w oparciu o akta spraw, które faktycznie toczyły się przed sądami w Polsce, zaś fabuła została wpisana w ówcześnie panujące realia. Autorów Sekielski wybiera spośród tych z dorobkiem, z ugruntowaną pozycją, z nominacjami do krajowych nagród. Listę otwierają Hubert Klimko-Dobrzaniecki, Łukasz Orbitowski i Janusz Leon Wiśniewski. Dwa ostatnie nazwiska są większości czytelników raczej znane: o otwierającym serię można było usłyszeć przy okazji nominacji do nagrody Nike i Paszportów Polityki. Nie bez znaczenia dla treści książki jest to, że Klimko-Dobrzaniecki ma za sobą studia filozoficzne i teologiczne oraz nowicjat u palotynów.

Wracając do książki, główny bohater, tytułowy preparator, to człowiek w wieku około 40 lat. Jego dzieciństwo miało nieszczęście wypaść za czasów PRL-u. A nieszczęśliwe było nie z powodów politycznych, lecz z powodu leworęczności, która wtedy była uznawane za coś niewłaściwego, chorobę, którą siłą i przemocą próbowano tępić. Chłodne stosunki panujące między rodzicami - ojciec rozlazły, zobojętniały na świat, matka wiecznie mająca pretensje do wszystkich i siostra, ulubienica i pupilka matki - koktajl to zaiste wybuchowy dla dziecka zaczynającego szkołę. Dopełniają go brak zrozumienia i miłości ze strony rodziców, poczucie braku własnej wartości, zainteresowanie śmiercią, rozkładem, pierwsza miłość i niepowtarzalne doznania płynące z pierwszego seksu. Małżeństwo, które początkowo jest spełnieniem marzeń o pełnej i kochającej rodzinie, w miarę upływu czasu i przybieraniu kolejnych kilogramów przez żonę ulega powolnemu, lecz systematycznemu rozkładowi jak ludzkie ciało, którym na co dzień zajmuje się preparator. Sytuacja wydaje się taka jaką można spotkać w wielu polskich domach. I dlatego ta książka jest przerażająca - uświadamia, że w każdym z nas może czaić się mimowolny zabójca. Przez lata zbierają się w nas żale, urazy, kłopoty, kumulują się w czarze goryczy, która w pewnym momencie może przepełnić się i rozlać. Hubert Klimko-Dobrzaniecki ukazał najbardziej skrajny z możliwych scenariuszy przelania się tego ogromu zaszłych pretensji.

Forma książki została tak pomyślana, że miejsce i głównych bohaterów biorących udział w akcji poznajemy w zasadzie na ostatniej stronie powieści. Ma ona też jeszcze co najmniej jedną mocną stronę  - jest nią zakończenie. Trafiło się wam takie, w którym autor trafnie podsumowuje całą książkę w kilku ostatnich zdaniach? Mnie od długiego już czasu nie. A tu właśnie tak jest - Hubert Klimko-Dobrzaniecki Preparatora zamknął mistrzowsko!

Powieść, mimo iż wybrzmiewa w niej niewątpliwie nuta smutku i zawodu rzeczywistością, miejscami potrafi rozbawić. Choć nie da się ukryć, że nie jest to komedia, a rozkładem przesiąknięty jest dosłownie każdy skrawek kartek książki. Wizyta u fryzjera staje się pretekstem do poruszenia przez autora zagadnienia feminizmu, chomik staje się przedmiotem oswojenia dzieci ze śmiercią, a wyprawa chłopaka z ojcem po robaki na cmentarz doprowadza do zwierzeń najgłębszych, jakich dziecięce uszy nie powinny słyszeć. W pamięci pozostaje mi obraz zawiedzionych i zaskoczonych dziadków bohatera, kiedy dowiadują się, że cała rodzina porzuciła ich religię, katolicyzm, na rzecz Świadków Jehowy. W ogóle wiele w książce jest scen, które stawały się bardzo plastyczne, namacalne. Może to zasługa zainteresowania preparatora fotografią, jego dużego talentu w tym kierunku. Bliska stała mi się ta książka, z wieloma przemyśleniami bohatera się zgadzam, ba, zdarzało mi się odnajdywać wspólne zainteresowania i młodzieńcze fascynacje (choćby śmiercią). Ale czy to czyni mnie już wysoce prawdopodobnym mordercą?

redakcja i korekta: poczytajka :)

Od Deski Do Deski 2015

0 komentarze:

Prześlij komentarz